- Nieprawda. - Ścisnęła mocno jego dłoń. - Kocham cię. Co w tym złego? To ma być kłamstwo? Kocham cię jak nikogo innego na świecie. Santos, powiedz, że mi wierzysz. Że wierzysz w moją miłość.
- Wybacz... nie mogę. Odsunęła się. Chyba się przesłyszała, nie mógł tego powiedzieć. A jednak powiedział. Głośno i wyraźnie. Nie wierzy, że go kocha. Nie potrafi jej uwierzyć. Obciągnęła spódnicę. Jeszcze przed chwilą było tak wspaniale, teraz wszystko się zmieniło. Łzy napłynęły jej do oczu, po omacku zaczęła szukać stanika. - Nie chciałem cię zranić - powiedział cicho, podając jej bluzkę. Wyrwała mu ją z ręki. Dłonie drżały jej tak bardzo, że dopiero po kilku próbach zdołała zapiąć guziki. - Nie, nie chciałeś. Po prostu jesteś szczery, tak? Po tym wszystkim uważasz, że... - nie miała ochoty mówić dalej. - Zresztą, zapomnij o wszystkim. - Może nie chcę zapomnieć. - A jednak zapomnij. - Przynajmniej byłem szczery. - To znaczy? - Wbiła w niego zagniewany wzrok. - To znaczy, że ciebie nie było stać na to, żeby powiedzieć, co myślisz. Dzielna Gloria tak naprawdę ma strasznego stracha. Doprowadził ją tymi słowami do wściekłości. Zadarła brodę, spojrzała mu w oczy. - Ty... skończony kutasie! Ani trochę nie byłeś szczery. Ciągle ci się wydaje, że gram z tobą w jakąś grę? Myślisz, że jestem zepsutą smarkulą, która zajęta jest tylko sobą? - Przekonaj mnie, że jest inaczej. Rzuciła się na niego z pięściami, więc chwycił ją za nadgarstki i mocowali się przez chwilę. - Dorośnij, mała. Tylko dzieciaki muszą się ukrywać. Ja jestem na to za stary. - Ty... nic nie wiesz! - To mnie oświeć, z łaski swojej. - Po co? I tak uważasz, że jestem rozpaskudzoną smarkulą. Wspaniale. Cudownie. Myśl tak dalej. Niczego nie zamierzam ci udowadniać! Mierzyła go lodowatym wzrokiem, chciała, żeby się wycofał, przeprosił, ale nade wszystko, żeby ją kochał - tak jak ona kochała jego. Nic z tego, patrzył na nią równie nieustępliwie, jak ona na niego. - Jeśli rzeczywiście mnie kochasz, powiedz o nas rodzicom. Jezu, dlaczego on niczego nie rozumie? - Wiesz, że nie mogę. Opowiadałam ci o swojej matce. Tłumaczyłam ci, że... - urwała. Dławiący strach nie pozwalał jej mówić. - Proś, o co chcesz. O co tylko chcesz. Zrobię wszystko, ale nie mieszaj do tego matki. - Wszystko z wyjątkiem jednej rzeczy? - zadrwił i Gloria odwróciła wzrok. - Kiedy ja właśnie chcę tego, Glorio. I co ty na to? - Ona nas zniszczy. Znajdzie sposób. Otworzył usta, chciał coś powiedzieć, ale tylko pokręcił głową. - A to, co dzieje się teraz, niby nas nie niszczy? Łzy popłynęły jej po policzkach. Objął ją, a ona przytuliła twarz do jego piersi. Gdyby tylko mogli zapomnieć 0ostatnich słowach, przyszłość wyglądałaby inaczej, lepiej. - Nie chcę się ukrywać, ciągle kręcić... - W głosie Santosa dała się słyszeć stanowczość. - Nie mam ochoty kłamać. Nie podoba mi się to wszystko. - To nie ma żadnego znaczenia, Santos. Najmniejszego znaczenia. - Owszem, ma. Czuję się tak, jakbym nie był ciebie wart. - To nieprawda! Zrozum, chodzi tylko o moją matkę! I o ojca. To ludzie... - ...którzy pomyślą, że powinienem się zmywać. W głosie Santosa zabrzmiał gniew. Ton oskarżenia. Także pod jej adresem. Jakby w jakimś sensie stanowiła jedno z rodzicami, jakby, chcąc nie chcąc, dzieliła ich przekonania. - Gdyby mój stary należał do tego waszego cholernego towarzystwa, byłbym dobry. Gdybym miał tak nieskazitelnie białą skórę, jak wy, wtedy moglibyśmy się kochać do upojenia, prawda? Z całym błogosławieństwem rodziców. Wtedy wszyscy byliby szczęśliwi. - Tata nie jest taki - próbowała protestować. - On rozumie... ale... trzyma z nią. Zawsze z nią trzymał. - Nie obchodzi mnie to. Mam już dość udawania, Glorio. Nie robimy nic złego, a jednak jesteśmy na cenzurowanym. - Odgarnął jej włosy z twarzy. - Zależy nam na sobie, tak? Nie mamy się czego wstydzić, prawda? Więc nie powinniśmy się ukrywać. - Santos, proszę. Daj mi trochę czasu. - Nie - odparł. - Chcę, żebyś spotkała się z Lily. Jutro. Gloria znała opowieść o kobiecie, która się nim zaopiekowała. Nie ukrywał, kim była, ale też oczekiwał, że Gloria będzie pierwszą, która rzuci kamieniem. Nie rzuciła. Niby dlaczego miałaby ją potępiać? W opowiadaniach Santosa Lily jawiła się osobą serdeczną, równie oddaną jemu, jak on był oddany jej. Bez Lily Santos by przepadł, zginął. Rozumiała to wszystko, a jednak czuła przed nią irracjonalny lęk. Pokręciła głową. Strach, okropny strach zatykał dech w piersiach. Bała się matki, jej władzy, tego, że może stracić Santosa. Bala się Lily. - Jeśli ją poznam... - zacisnęła powieki. - Wiem, że tego nie zrozumiesz, ale mam przeczucie, że z chwilą kiedy ktoś się o nas dowie, wszystko się skończy. Rozdzielą nas, tak właśnie będzie. - Co za bzdury! - warknął gniewnie, strącił jej ręce z piersi i wysiadł z samochodu. Gloria wyskoczyła za nim w nocny chłód. Stał tyłem do niej, z zaciśniętymi pięściami. - Ja tak dłużej nie mogę, Glorio - powiedział już spokojnie, nie odwracając głowy. - Gdybyś naprawdę chciała ze mną być, gdybyś nie wstydziła się mnie, powiedziałabyś o nas rodzicom. - Nie wstydzę się. Musisz mi ufać. Podeszła, próbowała go objąć, ale odsunął się. - Naprawdę nie wstydzę się ciebie - powtórzyła. - Chciałabym, żeby wszyscy o nas wiedzieli, chciałabym pokazywać się z tobą, niechby cały świat zobaczył, że jesteś mój. - To na co czekasz? - Spojrzał na nią, a w jego wzroku było coś, co powiedziało jej, że traci Santosa. W tej chwili go traci, a jej matka triumfuje. Nie! Nie może do tego dopuścić. Nie pozwoli, żeby matka zniszczyła jej szczęście.