Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/airshow.radom.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/tymek10/ftp/airshow.radom.pl/paka.php on line 5
- Nie sądzę. Widzisz, właśnie dlatego lubię dużo

- Nie sądzę. Widzisz, właśnie dlatego lubię dużo

  • Krystian

- Nie sądzę. Widzisz, właśnie dlatego lubię dużo

26 February 2021 by Krystian

wiedzieć o ludziach. - No to skoro tyle wiesz, dlaczego nie opowiesz mi o Sheili? Izzy spojrzał ironicznie. - Sheili nikt naprawdę nie znał. Ona sama nie wiedziała, co za chwilę zrobi. Ale ty... ty powinieneś uważać. Jesteś na mojej łodzi, ty, wielki, tajny agent, który wie wszystko o zabijaniu. - Wycelował palcem jak pistoletem. - Nie wiesz? Nawet mistrza świata wagi ciężkiej może łatwo zastrzelić jakiś czubek. A jeśli nie czubek, to na przykład ktoś, komu przeszkadzasz w interesach. Możesz się zamienić w zwłoki, chyba zdajesz sobie z tego sprawę? - Chwileczkę, Izzy, najpierw się podlizujesz, teraz mi grozisz... - Nie, ja tylko tak sobie mówię. Opowiadam, jak to bywa w życiu. - Tak z innej beczki, Izzy, jeśli pozwolisz. Nie jesteś przypadkiem krawaciarzem? 281 Dane wiedział, że Izzy potrafi być dobrym aktorem, jednak zdumienie, które teraz ogarnęło jego rozmówcę, było prawdziwe. Po chwili spojrzał, jakby miał splunąć na podłogę swojej własnej kabiny. - Dusicielem? Uważasz mnie za jakiegoś psychola? Chwalić Boga, radzę sobie z kobietami. Miewam tu nawet żony bardzo grubych ryb. Lubią, kiedy ktoś nie ma za dużo tłuszczu. Ten krawaciarz? To jakiś chory facet. Może gówno mu wychodzi i za to się mści? A może po prostu już taki się urodził? Zły? Ja nie jestem zły. Chcę tylko wykorzystywać pewne możliwości. Nie zgadzam się z niektórymi przepisami prawa, ale jestem dusza człowiek. - Jasne, jesteś porządnym obywatelem, Izzy. - Żebyś wiedział. I powinieneś wiedzieć jeszcze jedno. Gdybym ja chciał kogoś sprzątnąć, to na pewno nie tak. Może powinieneś się przyjrzeć niektórym swoim przyjaciołom? Dlaczego na przykład nie sprawdzisz, co robi Jorge Marti na oceanie w środku nocy? - A dlaczego mi po prostu nie powiesz? - Bo nie mam pewności. Wiem tylko, że cokolwiek robi, robi to po ciemku. Powiedziałem ci, co wiem, dałem ci nawet torebkę. Tak, zostawiła ją, kiedy widzieliśmy się po raz ostatni. Ale potem spotkała się z tobą. Jeśli naprawdę chcesz się dowiedzieć czegoś o Sheili, ze mną tracisz czas. Ja bym jej nie skrzywdził, przeciwnie, dałem jej dużo radości. Zabieraj się z mojej łodzi i zostaw mnie w spokoju. - Izzy, jeśli jeszcze coś wiesz, powiedz mi teraz, dla własnego dobra. 282 - Już ci powiedziałem wszystko, co wiem. Na co jeszcze czekasz?

Posted in: Bez kategorii Tagged: waga znak zodiaku cechy charakteru, stylizacje z kamizelka futrzana, jak jeść ślimaki,

Najczęściej czytane:

Henry wyglądał na zadowolonego.

- A gdzie jest twoja ciocia? Henry zaczął wymachiwać misiem. Chyba w tej chwili nie dbał zanadto o ciocię. Właściwie nie musiał, ponieważ Mark martwił się za dwóch. - Gdzie ona może być? - powtórzył po raz setny, pa¬trząc na zegarek. Wpół do trzeciej. - Lepiej, żeby rano się zjawiła, bo jak nie... ... [Read more...]

za Henry'ego. Zostawiła list, tam pewnie jest wszystko napisane. ...

Mark niemal wyrwał mu kopertę z ręki. Drogi Marku! ... [Read more...]

Beck. - Spotkałem na korytarzu George'a. Powiedział, że ominęła mnie wielka przemowa. Gdy tylko dowiedzieli się o pikiecie przed fabryką, Chris zadzwonił do Becka. Złapał go w połowie drogi powrotnej z Nowego Orleanu do Destiny. Beck powiedział, że przyjedzie, jak najszybciej będzie mógł. Huff spojrzał na zegarek, Beck pojawił się w fabryce w rekordowym czasie. Postawił teraz swoją teczkę na podłodze i bez tchu opadł na sofę. - Wyjeżdżam z miasta na kilka godzin i od razu rozpętuje się piekło. Huff gestem nakazał Chrisowi podejść do barku, gdzie trzymał alkohole. - Nalej nam whisky, synu. - Musiałem przejechać przez środek tłumu naszych gości - rzekł Beck. - Właśnie o to im chodzi, jak sądzę - odezwał się Huff zza biurka, rozpierając się w skórzanym fotelu z wysokim oparciem. - Wybrali to miejsce specjalnie. - Wiemy na pewno, że zostali wysłani przez Nielsona? - Wcale tego nie ukrywają - powiedział Chris, podając Beckowi jedną z trzech wysokich szklanek z alkoholem. - Wyszedłem na zewnątrz, porozmawiać z facetem, który najwyraźniej jest przywódcą. To mięśniak, pewnie na sterydach, ale wystarczająco mądry, żeby nie powiedzieć nic poza tym, że mają pozwolenie, które zresztą mi pokazał i że wszelkie pytania powinienem kierować do pana Nielsona. - Tymczasem pan Nielson gdzieś się ulotnił. - Beck opowiedział im o swojej bezproduktywnej wizycie. - Jego biuro nie wygląda zbyt imponująco. Skromnie wyposażone, tylko jedna sekretarka, bardzo uprzejma i pomocna. Wyglądała na kogoś, kto upiecze ci szarlotkę lub przyszyje oderwany guzik, jeżeli tylko ją poprosisz. Nie była jednak naiwniaczką ani też kopalnią informacji. Niezbyt chętnie rozmawiała ze mną na temat mojego spotkania z jej szefem twarzą w twarz. Dobrze ją wyszkolił. Huff parsknął śmiechem. - Ten tchórz wiedział, że przyjedziesz, więc się schował. Może pojechał do Cincinnati, a może przyczaił się w barze po drugiej stronie ulicy, czekając, aż sobie pójdziesz. - Mało prawdopodobne. Dzwoniłem do jego hotelu kilka razy. Na początku powiedziano mi, że jeszcze się nie pojawił, potem się okazało, że prosił, by nie przełączano do niego żadnych rozmów. Tak czy owak, czuję, że ktoś tu próbuje mnie robić w balona. - Nie chciał się z tobą spotkać tego samego dnia, którego wynajęci przez niego demonstranci pojawili się przed naszą fabryką - powiedział Chris. - Pewnie masz rację - odparł Beck. - Jest jeszcze coś. Nawet nie doszedłem do najlepszej części opowiadania. Zgadnijcie, kogo spotkałem w biurze Nielsona, ubraną wystrzałowo i, pomimo wysokich obcasów, gotową do skopania tyłka wszystkim wrogom, poczynając ode mnie? - Chyba żartujesz - krzyknął Chris. - Sayre? - Strzał w dziesiątkę. - Co ona tam robiła? - spytał Huff. - To samo co ja. Chciała się zobaczyć z Nielsonem. Oczywiście w zupełnie innej sprawie. Przyszła tam, aby zaoferować współpracę i pomoc. - W jakim sensie konkretnie? - spytał Chris. - Nie doszliśmy do omawiania takich szczegółów. - Pojechała z tobą do Billy'ego Paulika? Zaskoczony Beck spojrzał najpierw na Huffa, a potem znowu na Chrisa. - Skąd o tym wiesz? ...

- Alicia Paulik dzwoniła do Freda Decluette'a. - Ja osobiście nie zamierzałem się z nim spotkać, Sayre natomiast tak - odparł. - Pojechałem tam i użyłem pocztóweki listów od kolegów Billy'ego jako mojej karty wstępu. Pomyślałem, że dostarczenie ich osobiście pomoże nam zarobić kilka punktów u pani Paulik. Poza tym, chciałem się przekonać, co zamierza Sayre. - I? - spytał Huff. - Moim zdaniem nic wielkiego. Z tego, co widziałem, miała to być zwyczajna wizyta grzecznościowa. - W rozmowie z Fredem pani Paulik wspomniała coś o „czeku na sporą sumkę". Ile mnie to kosztowało? - Nic, Huff. Wypisałem czek bez uprzedniej konsultacji z tobą. Nie musisz mi zwracać ani grosza, jeżeli nie chcesz. - Do diabla, przecież ja sam zasugerowałem, żeby osłodzić im nieco żywot i proszę, tak jak przypuszczałem, ta baba już się łamie. Zatrzymała czek, prawda? - Tak sądzę, - Proszę bardzo - podsumował Huff, wznosząc szklankę w toaście. - Zanim wypijesz za sukces, powinieneś wiedzieć, że kazałem psychiatrze kontynuować spotkania z Billym tak długo, jak będzie to konieczne - powiedział Beck. - Zamierzasz nas puścić z torbami? - jęknął Chris. - Przyznaję, że była to śmiała decyzja, podyktowana potrzebą chwili. Nie miałem czasu na konsultację z żadnym z was. Myślę jednak, że zarobiłem dzięki temu kolejne punkty u pani Paulik. Huff puścił do niego oko. - Nie byłbyś dla mnie wart ani grosza, gdybyś nie mógł podejmować części decyzji samodzielnie. Ufam twoim opiniom, inaczej nie pracowałbyś dla mnie w ogóle. - Tak, ale w ten sposób wyrzucamy tylko pieniądze - skrzywił się Chris. - Co z tego, że dopilnujemy, żeby Billy Paulik poczuł się jak najlepiej może. Co my będziemy z tego mieli? - Nie sądzę, żeby Beck kierował się w tym przypadku ewentualnym przyszłym zyskiem wynikającym z produktywności Billy'ego. - To prawda, Huff. Uznałem to za gest dobrej woli, dzięki któremu może unikniemy kosztującego miliony procesu. Cokolwiek, co może się do tego przyczynić, jest dobrą inwestycją. - Zgadzam się. - Huff wychylił jednym łykiem swojego drinka, rozkoszując się pieczeniem, jakie wywołał burbon w gardle i falą gorąca, rozlewającą się po żołądku. - W jakim nastroju była Sayre, gdy się rozstawaliście? Beck wzruszył ramionami, ale Huff zauważył, że nie jest w połowie tak obojętny, jak chciałby być. - Zjedliśmy razem obiad, kupiłem jej świecidełka, wypiliśmy razem szampana. - I jak poszło? - Huff klasnął dłońmi z zadowoleniem. Beck uniósł brew w grymasie niezadowolenia. - Poszłoby znacznie lepiej, gdyby Chris nie poinformował jej uprzednio o twoich planach matrymonialnych wobec jej i mnie. - Powiedziałeś jej o tym? - spytał Huff Chrisa. - A co to za różnica? - Naprawdę musisz pytać? - Sayre mogła napić się szampana na koszt Becka, ale nie wylądował przez to w jej łóżku, prawda? Co więcej, nie zaprosi go tam, dopóki Beck będzie dla nas pracował. - Skąd wiesz, może była szansa, a teraz... cholera. Znasz swoją siostrę. Teraz się zaprze. - Wzbraniałaby się przed tym tak czy owak, Huff - wtrącił Beck. - Jest zbyt inteligentna i nieustępliwa, by dało się ją przejednać jedną butelką szampana. Niemniej, miałem nadzieję, że wino i dobry obiad w ekskluzywnej francuskiej restauracji rozwiążą jej nieco język. - Na jaki temat? - Nielsona. Nie podoba mi się pomysł współpracy ich obojga. Nielson na pewno wykorzysta fakt, że ma sprzymierzeńca w jednym z Hoyle'ów. Użyje tego choćby jako przynęty dla prasy. - Otoczył palcami niewidzialny nagłówek. - „Córka Huffa Hoyle'a przechodzi na stronę opozycji. Kompletna historia wraz ze zdjęciami na stronie trzeciej". Huff beknął. Smak podeszłej z żołądka whisky nie był miły. - Rozumiem, o co ci chodzi. - Poza tym - ciągnął Beck niechętnie - Sayre uznała, że McGraw będzie pętlą na waszą szyję, tymczasem okazało się, że to przetarty sznurek. Niestety, nie zachwiało to jej przekonaniem. Uważa, że Chris zabił Gene'a Iversona i wykręcił się od wyroku za morderstwo, przekupując ławę przysięgłych. Postawiła sobie za cel dopilnować, by sprawiedliwości stało się zadość. Mimo potknięcia z McGrawem, nie zamierza sobie odpuścić. - Spojrzał po kolei na Chrisa i na Huffa. - Nie byłem wtedy waszym prawnikiem, Huff, ale teraz jestem. Nie chciałbym zostać zaskoczony informacją, którą może odkryć Sayre. Czy jest coś, o czym powinienem wiedzieć, jeśli chodzi o sprawę Iversona? Huff wiedział, jak utrzymać pokerową twarz. Praktykował to, od kiedy skończył osiem lat. Spojrzał Beckowi prosto w oczy i powiedział: - Gdyby prokurator mógł wnieść ugruntowane oskarżenie przeciwko Chrisowi, już dawno mielibyśmy kolejny proces. Sayre nie odkryje niczego nowego. - Czy Rudy miał dla was jakieś nowiny, podczas mojej nieobecności? - Nie, poza tym, że Klaps Watkins jest wciąż na wolności - odparł Chris. - Jak do tej pory nie ma po nim śladu. - Sprawdzili już miejsca, w których przebywał? - Z nakazami. W jednej z ostatnich kryjówek odkryli domową fabrykę narkotyków. Aresztowali zamieszkującą tam parę, ale oboje twierdzą, że nie mają pojęcia o miejscu pobytu Klapsa, od kiedy wykopali go z domu. Rudy powiedział, że rozebrali miejsce na części, ale nie znaleźli niczego, co należało do Watkinsa. - Chcę wierzyć, że nie będą go długo szukali - rzekł Beck, - A kiedy już go zapakują do ciupy, mam nadzieję, że przyzna się do zabicia Danny'ego, bo wszystko, co teraz się tu dzieje - powiedział, kiwając głową w kierunku hali fabrycznej - będzie obserwowane przez lupę. Zwłaszcza przez OSHA. - Skurwiele - mruknął Huff, zapalając nowego papierosa. - Mieliśmy kilka argumentów przetargowych w rozgrywce z nimi, ale straciliśmy je po wypadku Billy'ego - powiedział Beck. - Nie moglibyśmy pokrzyżować im planów? - spytał Chris. - Liczyłem na to. Kilka razy próbowałem skontaktować się z regionalnym reprezentantem. Nie odpowiada na moje telefony, co prowadzi według mnie do wniosku, iż planuje niespodziewaną inspekcję. - Myślałem, że opłaciliśmy kogoś z ich biura, żeby uprzedzał nas o niezapowiedzianych wizytach. - Wczoraj dowiedziałem się, że ta osoba jest na urlopie macierzyńskim. - Po prostu świetnie! - skomentował Chris. - To rzeczywiście nie najlepszy moment dla nas - ciągnął Beck. - Musimy teraz odmalować przed wszystkimi kryształowy wizerunek naszego przedsiębiorstwa. Nie możemy im dać do ręki więcej pocisków grubego kalibru, niż już to zrobił wypadek Paulika. Mogą zamknąć fabrykę do czasu przeprowadzenia drobiazgowej inspekcji i nie omieszkają tego zrobić. Chris odetchnął głęboko. - I z tym optymistycznym akcentem, pozwolicie, że pójdę się upić. - Chris... - Żartuję - powiedział. - Chryste, ucieszę się, jeśli jeszcze ktoś poza mną zacznie się wreszcie uśmiechać. Nie możemy chociaż raz spojrzeć na jaśniejszą stronę życia? Żona Paulika wycofuje się z pierwotnych postanowień. Pikiety? Jutro po wschodzie słońca, kiedy zrobi się tu goręcej niż w piekle, złamią szranki i uciekną, gdzie pieprz rośnie. OSHA? Padniemy na kolana, prosząc o wybaczenie, obiecamy poprawę, zapłacimy wszystkie ich cholerne grzywny i wrócimy do normalnego trybu pracy. Co do Mary Beth, przy odrobinie szczęścia, wkrótce wkurzy swojego kochanka, który utopi ją po płytkiej stronie basenu. Znalezienie żony numer dwa nie powinno przysporzyć mi kłopotu. Wyprodukuję wystarczająco dużo nasienia, żeby zasiedlić potomkami Chiny, a uwierz mi, mam się czym pochwalić. W niedługim czasie dziadek Huff doczeka się upragnionego wnuka. I wreszcie ostatnia, choć równie istotna rzecz. Nie zabiłem swojego brata. Widzicie? Czym tu się martwić? - W porządku - zaśmiał się Huff. - Powiedziałeś swoje. Dalej, jazda stąd. Ja idę za tobą - uśmiechając się, obserwował wyjście Chrisa. Kiedy jednak spojrzał na Becka, jego dobre samopoczucie nagle się ulotniło. Beck wpatrywał się w otwarte drzwi, przez które przed chwilą wyszedł Chris. Wyglądał na zaniepokojonego, co bardzo, ale to bardzo zmartwiło Huffa. Sayre nie mogła zasnąć. Po pełnej przygód wycieczce do Nowego Orleanu i długim powrocie do domu myślała, że zapadnie w sen zaraz po przyłożeniu głowy do poduszki. Tymczasem, ku swemu zdenerwowaniu, kręciła się w łóżku już od kilku godzin. Klimatyzacja pracowała zbyt głośno i zmieniała pokój w istną lodówkę. Po jej wyłączeniu w pokoju robiło się duszno i zapachy poprzednich mieszkańców pokoju, którymi przesiąknięte były dywany, zasłony i narzuty na łóżko stawały się wszechobecne. Dyskomfort był jednak tylko częściowo odpowiedzialny za jej bezsenność. Nieustannie odgrywała w głowie rozmowę z Beckiem. Czy popełniła błąd, powierzając mu tajemnicę zaręczyn Danny'ego? Dlaczego pozwoliła mu zbliżyć się do siebie tak bardzo, wiedząc o egoistycznych planach matrymonialnych ojca wobec niej i Becka? Dlaczego pragnęła jego bliskości? Zapadła w drzemkę dobrze po północy. Dlatego właśnie jęknęła z niechęcią, gdy obudziła się tuż przed świtaniem. Leżała na brzuchu, z twarzą na wpół zanurzoną w nierównej poduszce. Otworzyła jedno oko, leżąc nieruchomo i modląc się o powtórne nadejście snu, zanim zupełnie się obudzi. Klimatyzacja była wyłączona i w pokoju zrobiło się gorąco. Zrzuciła więc prześcieradła z nóg, myśląc, że obudziła ją duchota i jeśli ochłodzi się nieco, znów zapadnie w sen. Ściągnięcie przykrycia nie pomogło. Może to początek migreny po szampanie? Była odwodniona po alkoholu, który wypiła do obiadu. Potrzeba jej dużej szklanki wody. A skoro już o wodzie mowa, poczuła, że ciśnie jej nieco na pęcherz. Przeklinając pod nosem, przekręciła się na wznak i usiadła na brzegu łóżka. Automatycznie ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 airshow.radom.pl

WordPress Theme by ThemeTaste