Wsunął telefon do kieszeni, wrócił do samochodu z obolałą nogą i odjechał z
opuszczonego placu budowy. Rozdział 19 Olivia wcale nie czuła, że jest w ciąży. Jej ciało wcale się nie zmieniło, w każdym razie nie zewnętrznie. Nie miała mdłości, nie była zmęczona, gdyby nie test ciążowy, nie miałaby pojęcia, że spodziewa się dziecka. Test czy raczej testy. Zrobiła je trzykrotnie, przy czym każdy pochodził od innego producenta. I każdy potwierdzał, że owszem, jest w ciąży, choć wiedziała to już, gdy pierwszy pasek przybrał intensywnie niebieski kolor. Uważała jednak, że lepiej się upewnić. I to porządnie. Odczuwała tylko jedną różnicę – zmieniła się waga sekretu. Dręczyło ją, że nie powiedziała Bentzowi. Nie lubiła ani sekretów, ani niespodzianek, więc jadąc do sklepu, tego dnia podjęła ostateczną decyzję; ustawi wszystko tak, żeby móc na tydzień lub dwa polecieć do Kalifornii. Ricka nie było zaledwie od paru dni, ale Olivia wiedziała, że nieprędko wróci. Tak jakby uciekał. Od niej. Od ich wspólnego życia. Och, oczywiście, ma wytłumaczenie. Nagła obsesja na temat pierwszej żony i wyprawa do Kalifornii w pogoni za duchem. Do tego jeszcze brutalne morderstwo w Los Angeles, niemal identyczne z zabójstwem bliźniaczek Caldwell. Zawsze go gryzło, że wyjechał z Los Angeles, nie doprowadziwszy tej sprawy do końca, zwłaszcza że nieźle mu się za nią oberwało. Znała męża na tyle, by wiedzieć, że uważa szanse na rozwiązanie nowej zagadki za możliwość zmycia starych grzechów, okazję, by wsadzić mordercę za kratki raz na zawsze. Oczywiście kalifornijska policja raczej nie doceni jego wysiłków. Nadal jednak uciekał i najwyższy czas przekonać się dlaczego. Odkąd odzyskał przytomność, zachowywał się dziwnie, tylko że, niestety, O1ivia nigdy nie miała okazji, by z nim o tym porozmawiać. Początkowo cieszyła się po prostu, że żyje. Kiedy dochodził do siebie, tłumaczyła sobie, że musi być cierpliwa, świadoma, że zmaga się nie tylko z bólem fizycznym, ale także z utratą celu w życiu. Była ciepła, tolerancyjna, służyła wsparciem. Ale teraz miała już dosyć. Czas, żeby się ugiął. Gdzieś za maską roztargnienia i chłodu kryje się mężczyzna, w którym się zakochała, i zrobi wszystko, by go odnaleźć. Potrzebował, jej zdaniem, czegoś, co jej babka określała mianem kopa w tyłek. O ile Olivii wiadomo, babka nigdy nikogo nie kopała w siedzenie. Po prostu w ten sposób określała sporą dawkę rzeczywistości. I właśnie tym zamierzała O1ivia uraczyć Bentza; prawdą. Zaparkowała wiekowego pikapa i ruszyła w stronę Trzeciego Oka. Po drodze mijała butik z dziecięcymi ubrankami i przystanęła przed wystawą. Urocze śpioszki, słodkie kombinezony i śliniaki w zwierzaczki. Jeden zdobił nowoorleański motyw – główka młodego aligatora z kokardką na szyi. Zadziwiająco urocze. Dostrzegła w szybie swoje odbicie, rozmyte, blade. Będzie matką! Jej mąż musi się o tym dowiedzieć, Na co ona czeka, do cholery? I czego się boi? Położyła dłoń na płaskim brzuchu, weszła do sklepu i pod wpływem impulsu kupiła śliniaczek z aligatorem. Była to pierwsza rzecz, którą kupiła dla malucha – oczywiście nie licząc testów ciążowych. Wizytę u lekarza ma dopiero za kilka tygodni. To nieistotne. Weźmie się w garść i powie Bentzowi, że ponownie zostanie ojcem. I lepiej, żeby mu to przypadło do gustu. W przeciwieństwie do włoskiej imienniczki Venice – kalifornijska Wenecja – mogła poszczycić się tylko kilkoma kanałami. Większość, powstałą w 1905 roku, zalano betonem, gdy rozwijające się Los Angeles uznało, że potrzeba mu więcej ulic dla samochodów. Jednak nawet kilka kanałów i piaszczysta plaża wystarczyły, by nadać jej charakter nadmorskiej miejscowości. W letni ciepły dzień Venice Beach pękało w szwach. Z pięknej pogody korzystali rowerzyści i skaterzy, a także rozmaici artyści uliczni, którzy przypominali Bentzowi Nowy Orlean pełen muzyków i malarzy. Także i tutaj wyczuwało się atmosferę