szereg tajemniczych zniknięć, więc podejrzewam, że Władca właśnie tam
urządził sobie kryjówkę, gdy zaczął odzyskiwać siły. Zapewne też stopniowo gromadził tam armię, dbając o to, żeby były w niej również doświadczone wampiry, a nie tylko młode, które nie potrafią się bronić. - Spojrzała na Bryana. - Musisz być ostrożny. Zapewne dysponujesz RS 293 nadludzką mocą, pewnie też twoje rany zasklepiają się bardzo szybko, lecz każdy ma swoje słabsze strony. Moim zdaniem nie powinieneś tam jechać. - Muszę - stwierdził beznamiętnie. - Muszę jechać i pojadę. Najlepiej sam. Tara westchnęła. - Wiedziałam, że on to powie. - Sam? Nie ma mowy! - zaprotestowała gwałtownie Jessica. - Bryanie, z pewnością twoje możliwości są imponujące, lecz tam rzeczywiście może czekać cała armia - odezwał się Lucien. - Przynajmniej część z nas powinna ci towarzyszyć. - Lucienie, to sprawa moja i Bryana, powinniśmy stawić Władcy czoła tylko we dwoje - przekonywała Jessica. Bryan wykonał przeczący gest dłonią. - Szczerze powiedziawszy, nie chcę, żebyś ze mną jechała. Muszę wreszcie go zabić. - Musimy - skorygowała. - Czy nie rozumiesz, że jemu chodzi właśnie o to, żeby ściągnąć tam nas oboje? Jeśli pojedziesz, postąpisz zgodnie z jego planem. Wszyscy odwrócili głowy, gdy rozległ się dzwonek u drzwi. - Kto to może być o tej porze? - zdziwił się Sean, marszcząc brwi. - Może ja otworzę? - zaofiarował się Ragnor. - Dziękuję, ale nie trzeba - oświadczyła Jessica. - Ja otworzę. Bryan bez słowa podążył za nią. Ku swemu zaskoczeniu ujrzał stojącą na werandzie ogromnie zdenerwowaną kobietę, którą już gdzieś kiedyś widział. Ale gdzie? RS 294 - Nie wrócił na noc, ale wiem, że nie uciekł z domu - mówiła, ledwie powstrzymując szloch, więc Jessica uspokajającym gestem położyła dłoń na jej ramieniu. - To nie jest żądanie okupu. Nie wiem, co to znaczy, na policji nic mi nie pomogli, a tu jest pani nazwisko... No to przyszłam. Boże, co ja mam zrobić? Bryan przypomniał sobie, skąd zna tę kobietę. Myra Peterson, matka Jacoba, który miał się za wampira i od którego dowiedział się o zbiórce na cmentarzu. Kobieta podała Jessice kawałek papieru, oddarty od zwykłej białej kartki, widniało na nim kilka słów wypisanych odręcznie. - Pani Peterson, odnajdziemy pani syna - obiecała Jessica. - Naprawdę możecie to państwo zrobić? - spytała, rozpaczliwie chwytając się nadziei. - Myśli pani, że on żyje? Jessica skinęła głową. - Jestem tego pewna. Odnajdę Jacoba i przyprowadzę go do domu. A teraz proszę wracać do siebie, zadzwonić po jakąś serdeczną przyjaciółkę, napić się wina i zdać się na mnie. Dziękuję. Na policji nawet nie chcieli przyjąć zgłoszenia o zaginięciu, podobno na to jeszcze za wcześnie, bo nastolatki często znikają nawet na parę dni, a Jacoba nie ma zaledwie dobę. Ja to wszystko rozumiem, ale... ale ta kartka dziwnie mnie przeraziła, chociaż nie wiem, o