Barbara jednak była mądrzejsza od nich. Ludzie byli głupi, a
szczególnie mężczyźni. Przekonała się o tym podczas dwudziestu lat pracy w Waszyngtonie. Gdyby tylko Jack wyznał jej miłość, gdyby miał odwagę wypowiedzieć słowa, o których marzyła: ,,Och, Barbaro, przez te wszystkie lata 338czekałem, aż okażesz mi choćby ślad zainteresowania. Nawet gdy Eleanor jeszcze żyła, marzyłem, że kiedyś będziemy razem’’. Oczywiście były to sentymentalne bzdury. W prawdziwym życiu Jack poklepał ją po ramieniu i jak najszybciej się jej pozbył. No cóż, okazał się kolejnym głupim mężczyzną. Dwadzieścia zmarnowanych lat. Pogładziła kolbę rewolweru Smith&Wesson, kaliber 38, który przed laty wykradła ojcu. Było to wtedy, gdy uczył ją i jej siostry strzelać. Do tej pory przeszukiwał dom, zastanawiając się, co mogło się stać z pistoletem. Jej ojciec był prostym, nieokrzesanym mężczyzną. Rewolwer był staroświecki, wręcz śmieszny w czasach półautomatycznych karabinków, ale Barbara dobrała do niego tłumik i wiedziała, że może na nim polegać. Madison zadzwoniła do niej wcześniej ze swojego pokoju. – Pakuję się – powiedziała. – Proszę nikomu nie mówić, że dzwoniłam, dobrze? Nie chciałam, żeby pani poczuła się zlekceważona. Dzieją się tu jakieś dziwne rzeczy i mama ściągnęła Platona, żeby gdzieś zabrał J.T. i mnie. – Boisz się? – Staram się nie bać. Za kilka minut wyjeżdżamy. Teraz Barbara ostrożnie wyjrzała przez uchylone drzwi na podwórze. Plato stał przy samochodzie. Był przystojny, ale lekko utykał i wydawał się nie na miejscu wśród wzgórz Vermontu. Przypomniała sobie, że podczas próby zamachu na prezydenta Rabedeneira został ranny. Upadł wtedy na ziemię, nie wydając głosu. Wsunęła broń za pasek i przykryła koszulą. Nie miała żadnego konkretnego planu. Widziała, że Sebastian i Lucy poszli dokądś przez łąkę. Czyżby ją podejrzewali? Może Lucy zatruła także umysł Redwinga? Wysunęła się ze stodoły i szła przez podwórze w stronę werandy. Mogła powiedzieć, że chce podziękować Lucy za racuchy. Albo zaprosić ich na kolację. Na spaghetti. Wszystkie dzieci uwielbiały spaghetti. Nie mogła pozwolić im wyjechać. Na schodkach pojawiła się Madison. Barbara zauważyła, że petunie potrzebują wody. Lucy zaniedbywała je, tak samo jak swoje dzieci. Dziewczyna sprzeczała się o coś z Platonem. – Przecież pozwoliłeś, żeby J.T. zabrał ze sobą pojazdy! Plato zaklął pod nosem. – Niech już będzie. Tylko się pospiesz. – Zaraz wrócę! – wykrzyknęła Madison triumfalnie, znikając w głębi domu. – To będzie przepiękny patchwork! Patchwork? Dobry Boże, zdumiała się Barbara.